6.8 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Ech, ta repolonizacja…

“Wirtualnemedia.pl” doniosły, że w Sejmie oraz Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego trwają równoległe prace nad dwoma (ponoć „uzupełniającymi się”) projektami mającymi umożliwić repolonizację mediów. Na razie wszystko jest „tajne przez poufne”, jednak posłanka PiS Barbara Bubula w rozmowie z branżowym portalem uchyliła rąbka tajemnicy. Przygotowywane przepisy miałyby mianowicie umożliwiać dekoncentrację mediów, gdyby jeden wydawca miał zbyt duży udział w rynku. Mogłoby to przybrać postać wymuszonego ustawą pozbywania się mediów (np. gazet) w celu rozbijania zagranicznych monopoli. Z kolei Jarosław Sellin z MKiDN wskazuje na potrzebę wzmocnienia pozycji UOKiK w tej materii. Na pierwszy ogień miałaby pójść niemiecka grupa Polska Press (potentat w segmencie prasy regionalnej), której tytuły przejęłyby polskie państwowe firmy.

Cóż, patologiczna struktura medialnego rynku w Polsce odziedziczona po czasach naszej sławetnej „transformacji ustrojowej” nie jest dla nikogo tajemnicą, a dominacja koncernów niemieckich, szczególnie w sektorze prasy, zakrawa wręcz na jakąś kolonizację przestrzeni informacyjno-opiniotwórczej. Wspomniana Polska Press należąca do Verlagsgruppe Passau jest obecna w 15 województwach, w których ukazuje się 20 regionalnych dzienników i ponad 150 tygodników lokalnych. To jest faktyczny monopol. Wśród dzienników liderem jest „Fakt” należący do szwajcarsko-niemieckiego koncernu Ringier Axel Springer. Wśród tygodników bryluje będący własnością tejże firmy „Newsweek”. Radio – na pierwszym miejscu mamy RMF, którego właścicielem jest niemiecki Bauer (drugie jest francuskie radio Zet). Wśród portali internetowych mamy takie potęgi jak Onet należący do Ringier Axel Springer oraz Interię Bauera. Jedynie na rynku telewizyjnym wciąż silna jest telewizja publiczna – ale już za nią i Polsatem lokują się stacje TVN posiadane przez amerykański Scripps Networks Interactive. Do powyższego warto jeszcze dodać różnego rodzaju prasę kolorową – również pozostającą w zagranicznych rękach, w tym w ogromnej mierze – niemieckich.

Zważywszy na znaną lojalność niemieckich mediów wobec tamtejszego rządu, powyższe przekłada się na określoną linię programową. Funkcjonujące w publicznym dyskursie określenia typu „polskojęzyczne media” czy „niemieckie media dla Polaków” częstokroć znajdują solidne uzasadnienie w rzeczywistości. W obecnych realiach politycznych dla nikogo nie jest tajemnicą, że rząd PiS nie jest, delikatnie rzecz ujmując, wygodnym partnerem dla niemieckiego rządu, przyzwyczajonego (zwłaszcza w poprzednich latach) raczej do posłusznego wykonywania poleceń i wspierania niemieckiej polityki przez Warszawę. Konsekwencją jest częstokroć jawnie opozycyjne stanowisko mediów należących do niemieckich właścicieli (zarówno w sferze czysto politycznej, jak i cywilizacyjno-kulturowej) i promowanie niemieckiego punktu widzenia na kwestie sporne. A ponieważ tak się składa, że podobne stanowisko prezentuje także duża część mediów należących do polskich właścicieli (co jest pokłosiem patologii w kształtowaniu się medialnego porządku po 1989 r.), to rezultatem jest dramatyczna nierównowaga na polskim rynku opinii. Na powyższe nakłada się uzależnienie znacznej części polskich elit dziennikarskich i opiniotwórczych od zagranicznego „sponsoringu” – granty, stypendia, możliwość dobrze płatnych publikacji w obcych wydawnictwach itp. Rezultatem jest sytuacja, gdy większość tytułów „polskich” i „niepolskich” śpiewa w zgodnym, dobrze zorkiestrowanym chórze, urabiając światopogląd szerokich rzesz odbiorców.

Na podobną sytuację żadne państwo pretendujące do miana poważnego nie może sobie pozwolić – i faktycznie, państwa zachodnie (w szczególności Niemcy) bardzo zazdrośnie strzegą dominacji rodzimego kapitału na własnych rynkach.

I tutaj w zasadzie mógłbym przejść do radosnego kibicowania poselsko-rządowej inicjatywie, gdyby nie wspomnienie ostatnich porażek i nierzadko dramatycznej amatorszczyzny rządzących. Przypomnę niesławnej pamięci „dużą” ustawę medialną, która finalnie powędrowała wprost do kosza, a z innej beczki – szumnie zapowiadany podatek od supermarketów. Toteż w kwestii medialnej repolonizacji trzeba się wykazać zaiste ogromnym legislacyjnym sprytem i kompetencją, by pomyślnie przeprowadzić sprawę. Przedstawicielka Polska Press w wypowiedzi dla „Wirtualnych Mediów” nie sprawia bynajmniej wrażenia spanikowanej, mówiąc krótko: „Nie wierzę, że dojdzie do tego, iż rząd będzie nam odbierał dzienniki”. I słuszna jej racja, nie tylko ze względu na niekompetencję „dobrej zmiany”, lecz także dlatego, że Polska ma z Niemcami podpisaną umowę o wzajemnym popieraniu i ochronie inwestycji, w którą wmontowany jest mechanizm ISDS pozwalający pozwać inwestorowi państwo przed międzynarodowy arbitraż m.in. z tytułu wywłaszczenia z zysków. Mam tylko nadzieję, że ustawodawcy biorą powyższe pod uwagę i tym razem, mówiąc kolokwialnie, nie dadzą ciała, jak w wymienionych wyżej przypadkach.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze